wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 112.

               *Oczami Liama* 


Na lotnisku jak zawsze przywitaliśmy się z fanami. Lubiłem to i bardzo mi tego brakowało. Choć na chwilę  nie myślałem o sytuacji z Danielle. Kocham ją,nie chce jej stracić to jest oczywiste! Wiem,że to wszystko nie będzie takie samo jak koedyś. Jeśli ona na prawdę odejdzie....nie ! Nie mogę tak myśleć. Ulżyło mi gdy powiedziałem to chłopakom. Oni są moimi przyjaciółmi,ale także mają swoje problemy. Po tym gdy dowiedzieli się wszystkiego zauważyłem,że nie są do końca tacy jak zawsze. W ich oczach widziałem współczucie i bezradność,której praktycznie nigdy nie było. Zawsze wiedzieli co robić,mieli mnóstwo pomysłów... Co prawda zawsze to były błahostki,a nie tak poważna sprawa jak teraz. Wsiedliśmy do autobusu,który czekał przed wejściem na lotnisko. W asyście ochrony przeszliśmy z budynku lotniska do autobusu i zajęliśmy wygodnie miejsca. Paul mówił o czymś,ale wcale go nie słuchałem-myślałem o Danielle i o tym jak się czuje. Z moich myśli wyrwał mnie Zayn. 
-Li,telefon Ci dzwoni.-powiedział cicho. Jego mina była dziwna,może dlatego,że wcale nie słyszałem tego telefonu? Wyjąłem telefon z kieszeni. Dzwonił do mnie lekarz Danielle. Moje serce zaczęło bić tak szybko,że nie mogłem prawie w ogóle złapać oddechu. 
-Halo?-odebrałem uciekając do łazienki. 
-Tu dr.Spencser. Stan Danielle wraca do normy! - był zadowolony. Nawet bardzo,ja również. moje serce uspokoiło się,a ja odczułem ulgę. - Podajemy nadal chemię,ale to już ostatnia dawka. Żona czuje się lepiej,ale nie należy jej teraz przeszkadzać. 
-Dziękuję doktorze..-odpowiedziałem z wdzięcznością w głosie. Matka Danielle nie zadzwoniła chociaż na pewno wiedziała,że wszystko wraca do normy. -Mogę mieć do Pana prośbę?-spytałem cicho. 
-Oczywiście.Słucham?
-Czy mógłby doktor informować mnie o stanie Danielle? Wolę wiedzieć wszystko od Pana. 
-Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. - doktor był bardzo miłym człowiekiem. Był to gość około sześćdziesiątki,z siwymi włosami o prostokątnych okularami na nosie. Był bardzo uprzejmy i robił wszystko any Danielle było jak najlepiej. 
-Będę wdzięczny. Gdy wrócę do Dublina dogadamy się co do pieniędzy. Teraz ona nie grają już żadnej roli,chcę żeby Danielle była zdrowa.-wziąłem głęboki oddech. 
-Panie Liam'ie. My również chcemy żeby Danielle wyzdrowiała. Robie wszystko co w mojej mocy żeby tak było i chyba skutkuje. Proszę się nie przejmować pienędzmi. Dowidzenia.-mówił to bardzo ciepło. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć doktor zniknął ze słuchawki mojego telefonu,a ja Schowałem go do kieszeni. Wyszedłem z łazienki i przemywłem twarz wodą w naszej buso-kuchni. Gdy się odwróciłem stali już przede mną Harry,Zayn,Lou i Niall,który jak zwykle jadł chipsy i zamykał za sobą drzwi. 
-Może nam powiesz ? -zaczął Zayn opierając się o Lou. 
-No właśnie!-Niall'a ledwo szło zrozumieć przez tą zapchaną buzię. 
-No już,spokojnie.-uśmiechnąłem się patrząc na ich nadąsane i groźne miny. 
-Z Danielle jest już lepiej. Dziś dostaje ostatnią dawkę chemii i zobaczymy co będzie dalej. -ulżyło mi. Co prawda nie do końca bo dalej istnieje prawdopodobieństwo,że może być niestety gorzej. 
-To świetnie! 
-Super ! -przekrzykiwali się i podchodzili po kolei żeby się do mnie przytulić. Kochałem ich za to. Za to,że zawsze mnie wspierali,że mogłem na nich liczyć i że nigdy nie zostawili mnie samego...  Każdy z nas ma swoje problemy,ale mimo wszystko dla siebie jesteśmy tacy sami jak byliśmy. Wróciliśmy na kanapy by wysłuchać daleszego monologu Paul'-z 
-Zasada numer30 :nie ma żadnych imprez. -mówiąc to nawet mu usta nie drgnęły żeby się uśmiechnąć tak jak zawsze. 
-Paul bez jaj.-warknął Niall. - Mamy prawo iść gdzieś w czasie wolnym!-wyraźnie blondas nie był zadowolony z tej sytuacji. 
-Niall wszyscy pamiętamy wasze akcje i nie chcemy powtórki,tak?!-przy słowie tak jego ton głosu wskoczył na najwyższy. 
-Ale Paul ! Ja chce iść coś zwiedzić,a nie siedzieć w hotelu.-Zayn przejął stronę Niall'a. Wiedziałem,że jako Daddy Dorection będę musiał ich pilnować! Kluby na pewno zostaną przez nich odwiedzone. Myśląc sensownie dawno razem nie imprezowaliśmy! 
-Zgadzam się z nimi.-puściłem oczko Zaynowi. Lou chochotał bawiąc się lokami Hazzy,a ja już wiedziałem,że trzy dni w Paryżu przejdą do historii. 



              *Oczami Claudii*


Przed drzwiami stała młoda kobieta z wielką czarną teczką w ręce. Na moje oko miała 175 cm wzrostu,miała jasne blond włosy skręconą w luźne loki. Miała na sobie ołówkową,czarną spódnicę i białą koszulę. Jej oczy były tak niebieskie jak lazurowa woda na Malediwach. Jak ona weszła na podwórko?!  Powoli otworzyłam drzwi wycierając ręce o spodnie. Na twarzy wymalowałam uśmiech choć wcale nie byłam jakaś zadowolona. 
-Dzień dobry. -ton jej głosu był taki miękki. -Mam na imię Angela. Jestem Twoją menadżerką.
Mina mi zrzedła. Ale jak ona moją ? 
-Yyy...tak cześć,Claudia.-już wyciągnąć do niej rękę gdy ona nagle wskoczyła do domu i złożyła uścisk na mojej dłoni i pocałowała mnie w policzek. Co ona robi?! 
-Nie przez próg.-uśmiechnęła się. Gdy na nią patrzyłam ,czułam się jak kura domowa. Włosy miałam związane w kucyk. Na sobie byle jakie ubranie,a na oczach zero tuszu. Zmierzyłam ją wzrokiem. Szpilki miała od Laboutine'a,jej piersi prawe wyskakiwały spod tej koszuli! 
-Proszę,wejdź do salonu.-wskazałem ręką na pomieszczenie po mojej prawej stronie,a ona ochoczo weszła do salonu siadając na kanapie i rozglądając się po całym domu.
-Wooow.-westchnęła.-Piękny i duży ten wasz dom.-uśmiechnęła się patrząc mi prosto w oczy. 
-Dziękuję.-odwzajemniłam uśmiech. -Mogę o coś spytać?-złożyłam ręce na kolanach. Kiwnęła głową dając znać,że mogę zasypać ją górą moich pytań. 
-Dlaczego Ty jesteś moją menadżerką?-nie chciałam żeby nią była! Czuję się o nią zazdrosna a jakby inaczej ?! Każdemu będzie teraz szczęka opadać jak zobaczą ją w naszym domu. 
-Tak kazano więc tak jest. Nie bój się,razem podbijaniu ten świat.-klepnęła mnie  w ramię.-Czy możesz nalać mi soku?
No nie. Ona mi się nie podoba! Nie chcę żeby była moją menadżerką. Nie dość,że jest ode mnie ładniejsza to jeszcze dziwna  w zachowaniu. Nie dogadam się z nią i doskonale o tym wiem. Poszłam do kuchni po szklanki i sok. Nagle usłyszałam płacz któregoś z maleństw więc pobiegłam na górę. 
Gdy wróciłam na dół Angela łaziła po salonie. 
-Moim skromnym zdaniem powinnaś w pełni poświęcić się macierzyństwu,a nie starać się być gwiazdą.-zabolały mnie te słowa.
-Przepraszam,ale chyba nie prosiłam Cię o rady. -warknęłam siadając na kanapie. 
-Nie musisz o nie prosić. Chyba nikt nie popiera Twojego powrotu na scenę tymbardziej Twój mąż. Wystarczy,że jego brakuje w tym domu.-jej uśmiech był fałszywy. Po co przyszła ? Żeby prawić mi morały? Nie dzięki. 
-Słuchaj nie wtrącaj się w moje życie tymbardziej,że się nie znamy. Moja sprawa co robię,a Ciebie za menadżerkę już nie chcę.-gestem wskazałam jej drzwi. 
-Słuchaj,nie ma tego co chcesz. Albo się dogadamy,albo po prostu będziemy współpracować bez porozumienia. Na dziś to i tak tylko tyle. Do zobaczenia niebawem. -zarzuciła włosy na plecy i wyszła. Nie nawidze jej. Nie znam jej i jej nie nawidzę. Tak właśnie! Przejdę się do biura i karzę zmienić mojego menadżera inaczej od nich odejdę. 
                    *   *   *
Wzięłam szybki prysznic i poszłam do sypialni. Dzieci grzecznie leżały w łóżeczkach,a ja włączyłam tv. Akurat trafiłam na "Gossip Girl" więc nie przełączałam na inny kanał. Niestety nim zdążyłam do końca obejrzeć odcinek,zasnęłam. 

Obudziły mnie wibracje telefonu. Niemrawo wzięłam telefon do ręki i odebrałam. 
-Cześć księżniczko.-mój przyszły mąż ma wyczucie czasu,nie ma co. 
-Cześć.-uśmiechnęłam się sama do siebie. Jego głos był taki ciepły,chciałabym żeby teraz tu był. 
-Mogę Panią spytać dlaczego w ogóle nic Pani do mnie nie pisze?-cały czas wywoływał uśmiech na mojej twarzy. 
-Panie Styles,dobrze Pan wie,że mamy dwójkę ślicznych maleństw,a przy nich i obowiązkach domowych ciężko z czasem.-odpowiedziałam ciepło.-Jak Paryż? 
-Doskonale o tym wiem.-zaśmiał się.-Jesteśmy w hotelu,ale wiesz co się dzieje przed nim.-wziął głęboki oddech.-Chciałbym Cię tutaj. 
-Ja Ciebie chciałabym tutaj.-zaśmiałam się. Był taki kochany i słodki...-Ale teraz jesteś w mieście miłości i nie zobaczymy się akurat dziś.-usta wygięłam w podkówkę. 
-Miasto miłości jest tam gdzie jesteście wy słoneczko.Już za kilka dni będę mógł mówić do Ciebie żono!-powiedział to tak doniośle. 
-Kocham Cie gluptasie. Idę spać.-ziewnęłam.-Zadzwoń jutro i pozdrów chłopaków ! .
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Widzę,że się stara aby wszystko było okej. Mam nadzieję,że wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Zgasiłam lampkę nocną i poszłam spać wtulając się w satynową pościel. 



                *Oczami Alyssy*

Podróż minęła szybko,ale samotnie. W radiu leciały różne hity tego roku,ale niezbyt koncentrowałam się na muzyce. Wjeżdżając na podwórko wszystkie rolety w domu były opuszczone. To oznaczało,że moja niezapowiedziana wizyta chyba jednak jest fiaskiem. Podchodząc do drzwi sięgnęłam nad nimi ręką i znalazłam klucz. Rodzice pamiętali o mnie skoro klucz nadal tam był. Otworzyłam drzwi,ostrożnie wchodząc do środka gdyż było bardzo ciemno. Zapaliłam światło w korytarzu i rozjerzałam się po salonie. Nie lubiłam gdy było tutaj tak ciemno. Jedyne światło płynęło z żarówek,a tego światła nie lubię. Podeszłam do rolet i podciągnęłam je do góry. Otworzyłam drzwi wyjściowe do ogrodu na całą szerokość i postanowiłam zadzwonić do mamy. 
Wyjaśniła mi,że pojechali do babci na kilka dni,pomóc jej na działce. Co za różnica gdzie siedzę sama? Postanowiłam iść na spacer i zjeść coś na mieście. Najwyższa pora na śniadanie,którego ostatnio praktycznie nie jadam. 
Wychodząc z domu na moje podwórko wszedł jakiś chłopak. Okulary z nosa powędrowały na głowę. Chłopak był wysoki,opalony... Był brunetem o pięknie niebieskich oczach. I styl jego ubioru... Musiał być jakimś prezesem ! 
-Ally!-krzyknął przytulając się do mnie. Kim on jest?! 
-Yy..cześć.-uśmiechnęłam się podejrzliwie. 
-Mark. Pamiętasz mnie?-spytał,a ja oniemiałam. To był mój chłopak z trzeciej klasy gimnazjum! 
-Ale się zmieniłeś....-nie mogłam uwierzyć. Nie był podobny do siebie z tamtego okresu czasu. Zmienił się i to bardzo. 
-Trochę.-puścił mi oczko.-masz ochotę iść ze mną na obiad?-uśmiechnął się. Jego idealnie proste i białe zęby wprawiło mnie w kompleksy. 
-Jasne,miałam iść sama,ale towarzystwo zawsze się przyda.-puściłam mu oczko i poszliśmy razem w stronę pobliskich restauracji. 
Mark opowiedział mi dużo o tym czym się zajmuje. Był prezesem banku choć w tak młodym wieku wydaje się to nieprawdopodobne. Często się uśmiechał chociaż jego piękne niebieskie oczy tego nie odwzajemniały. Spędziłam z nim pół dnia po czym odprowadził mnie do domu. 

                        *   *   *

Obudziłam się o 10 rano. Spojrzałam od razu na telefon. Miałam 20 nieodebranych połączeń od Zayn'a i 10 wiadomości. 
-Jejusiu.-przerażona zaczęłam je czytać. Bałam się,że pomyślał sobie coś głupiego,że gdzieś chodzę,ale bardzo się myliłam. Mój kiciuś jednak zdał sobie sprawę z tego,że śpię i ma zadzwonić o 12. Przeciągnęłam się na łóżku i zeszłam na dół. Wyciągnęłam z lodówki sok i jednym łykiem ubyło pół butelki. Dotknęłam swojej lewej piersi. Była nabżmiała tak samo jak prawa. Gdy dotykałam bardzo mnie bolały. Bałam się,że to może być rak piersi! Moja babcia miała raka piersi,a to jest dziedziczne. Zadzwoniłam do doktora umówić się na wizytę. Na razie nie będę podnosić alarmu i nie powiem nikomu co się dzieje. Po dokładnym badaniu mogę im powiedzieć co mi jest,ale nie teraz bo uznają mnie za panikarę. 
Siedziałam w ogrodzie z kubkiem kawy. 
Miałam dziką ochotę zapalić papierosa. Zayn zawsze palił rano jak tylko wstał. Co prawda teraz niby nie pali,ale chyba mnie oszukuje. 
-Ally?-z domu rozległ się głos. 
Weszłam do środka i stała w nim moja mamusia. 
-Kochanie,na reszcie w domu!-krzyknął tata wychodząc zza mamy pleców. 
Miałam łzy w oczach,że ktoś potrafi tak cieszyć się na mój widok. 
Mama zrobiła śniadanie,które razem zjedliśmy,w ogrodzie. Dzisiejszy dzień był bardzo piękny! Temperatura dochodziła do 30*C więc musiałam spędzić go bardzo aktywnie. 
-Przwpraszam was,wrócę za chwilę.-wstałam od stołu i wybiegłam na górę. Nałożyłam krótkie spodenki,czerwoną bluzkę na ramiączka oraz czarne trampki. Czekała mnie teraz wizyta u doktora,której zarówno się bałam,ale również nie. Gdyby się okazało,że jednak go mam ...po prostu musiałabym być silna! 





_______________

Nie wiem,nie mam weny. Do dupy.... 
:( 
Przepraszam was bardzo :( 

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 111 cz.II

                    *Oczami Liama*


Tęskniłem za chłopakami! W Dublinie wcale nie było pięknie...Moja Danielle zachorowała. Nasz syn Michael był śliczny! Oczy i nosek miał po mnie,włosy miał równie kręcone jak Danielle. Większość czasu spędzałem z nim sam gdy Danielle była w szpitalu. Jej rodzice przeprowadzili się do nas by być bliżej wnuka i swojej córki. Cała ta sytuacja była dla mnie trudna,ale wierzyłem,że Danielle wyzdrowieje. Nie mówiłem nic o tym chłopakom bo po co? Wolałem trzymać to dla siebie,a przed nimi udawać,że wszystko jest okej. 
Byliśmy już w samolocie. Czekał nas dwugodzinny lot do Paryża,ale było fajnie. Dawno nie gadałem tak z chłopakami i na prawdę mi ich brakowało. Wypiliśmy butelkę szampana i już zaczęło nam "szumieć" w głowie. Wszyscy woleliśmy trochę odpocząć   więc poszliśmy na tył samolotu żeby się położyć. 
-Chciałem wam o czymś powiedzieć ,ale też chcę żeby to zostało między nami.
-Pewnie! Co jest?-spytał ochoczo z uśmiechem na ustach Harry. Reszta również prosiła żebym powiedział o co chodzi. Mi wcale tak do śmiechu nie było..
-Danielle zachorowała na białaczkę...Jest małe prawdopodobieństwo,że z tego wyjdzie. Dostaje chemię,leży prawie cały czas w szpitalu. Michael jest ze mną,ale nie zastąpię mu matki bo nie potrafię! Opiekuję się nim cały czas bo Jestem jego ojcem i kocham go,ale brakuje w tym wszystkim Danielle. Jej matka jest porażką,jak przyjdzie nie mogę nawet dotknąć mojego syna,po prostu nie nawidzę tego. - wziąłem głęboki oddech. Harry zamarł podobnie jak reszta! Chyba nie spodziewał się takich informacji. 
-Liam tak mi przykro... -przytulił mnie Zayn.-Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś?!-wrzasnął.
-Myślisz,że łatwo jest o tym mówić?-powiedziałem biorąc do ręki chusteczkę,którą podał mi Niall.-Dawców jest mało,ludzi z białaczką więcej. Na razie musimy czekać.-wytarłem nos. 
-Przecież da się coś zrobić! -krzyknął Niall.- A rodzice Danielle? Powinien być zgodny szpik. 
-Teoretycznie tak,ale okazało się,że Danielle była adoptowana,a jej rodziców biologicznych nie możemy znaleźć. 
-Może my oddamy szpik?-zaproponował Liam. 
-Ale to boli !-ponuro wrzasnął Niall. 
-Niall?!-popatrzył krzywo na niego Harry.-Ból ustanie,a Ty być może uratujesz życie Danielle głupku.-Harry był zły tak samo jak inni. Bałem się,że może coś się wydarzyć niepokojącego,albo że Danielle umrze... Chłopcy przysięgli,że nikt o tym się nie dowie oraz,że po powrocie do Londynu pójdą oddać szpik. 
Po godzinnej drzemce wylądowaliśmy na paryskim lotnisku. Nie byliśmy w najlepszych nastrojach i miałem wielki żal do siebie,że im o tym powiedziałem. Gdy wysiedliśmy z samolotu tłum fanek czekał w środku aby nas przywitać. Mówiąc szczerze wolałem żeby ich nie było,nie teraz . Nie lubię być "sztuczny" ! Ale teraz niestety musiałem się uśmiechać... 





                *Oczami Alyssy*

Obudziłam się o 6 rano. Dziś Zayn wyjeżdżał wraz z resztą chłopaków do Paryża. Och też chciałabym tam być! Nigdy nie byłam akurat w Paryżu. Tyle markowych sklepów, restauracje... Nic tylko lecieć i nie wracać przy okazji wydając wszystkie pieniądze na ciuchy od znanych projektantów. Spojrzałam na telefon,ale nie miałam żadnej wiadomości od Zayn'a. Oboje zareagowaliśmy bardzo nerwowo na to wszystko. Ale też nie mogę pozwolić sobie na takie słowa z jego ust. Cholernie ciężko jest się teraz z nim dogadać,oddałabym wszystko żeby wrócić do czasu gdy go poznałam. Wszystko było bardziej prostsze,fajniejsze... Chciałam żeby nadal kochał mnie tak jak wcześniej i żeby nie było już między nami tych spięć. Pogoda za oknem była koszmarna. Włączyłam tv i oglądałam beznadziejne programy. Czas upływał nieubłaganie,a ja czekałam z myślą,że Zayn do mnie napisze. Znudzona czekaniem i oglądaniem tv zrobiłam sobie jeszcze krótką drzemkę. 
O 10 obudził mnie telefon. Sięgnęłam ciężką ręką po telefon i odebrałam. 
-Halo?-chrząknęłam . 
-Ally wstawaj!-to był Zayn.-Wysłałem Ci milion sms'ów, dlaczego nie odpisujesz?!- wrzasnął.
-Czekałam od 6 rano aż do mnie napiszesz. Nie dostałam nic od Ciebie,a teraz śpie i mi nie przeszkadzaj!-rozłączyłam się. Wyciszyłam telefon i kontynuowałam swoje senne marzenia. Nie trwało to długo bo ktoś zabrał mi kołdrę! 
-Co jest kur...-nie dokończyłam. Przede mną stał właśnie Zayn,widocznie wkurzony. 
-Jeszcze raz sie rozłączysz to...to...-nie wiedział co powiedzieć. Podparłan się na łokciach i spojrzałam na niego obojętnie. 
-To co?-powstrzymywałam śmiech. 
-To dostaniesz w dupe.-triumfalnym głosem rzucił kołdrę na ziemię. Roześmiałam się i przyciągnęłam go do siebie. Wraz z nim przyszła do mnie moja wierna przyjaciółka kołdra. Zayn rozebrał się i oboje leżeliśmy w łóżku rozmawiając. Wczorajsza sytuacja została wyjaśniona,a my chętnie zajęliśmy się sobą. 





             *Oczami Claudii* 

Wracałam do domu mamy. Nie chciałam siedzieć sama w tym wielkim domu,który kupił nam Harry. U mamy była cisza i spokój, mało kto uważał mnie za wielką gwiazdę. Znali mnie od małego więc mogłam sobie pozwolić na bezstresowe wychodzenie na spacer . Dziś mama miała dostać jakiś prezent więc musiałam go odebrać za nią. Dzieci spały,a ja nawet nie wstępowałam na stację. Nie chciałam żeby dzieci zostały same w aucie. Co prawda padał deszcz więc małe szanse żeby się "ugotowały",ale w ogóle dzieci nie zostawia się samych w samochodzie. Jechałam spokojnie i ostrożnie, nie jechałam sama! Miałam ze sobą moje dwa cudowne cukiereczki. Żałowałam,że nie ma z nami Lucky'iego. Kochałam go w końcu był moim psem,o którym zawsze marzyłam. Nagle przede mną zderzyły się dwa auta. Nie zdążyłam dostatecznie zahamować i uderzyłam w jedno z nich z niewielką prędkością,ale jednak. Nie wiedziałam co się stało. Z tylu ktoś uderzył w moje auto,a przecież z tylu są dzieci! Darcy i Alex zaczęli płakać. Poczułam,że z czoła leci mi krew, ale nie to było teraz najważniejsze! Wysiadła z auta otwieracjąc szybko tylne drzwi. Darcy darła się w niebogłosy,Alex leżał nieruchomo. Zadzwoniłam szybko po karetkę, koleś z auta które uderzyło w moje trząsł się ze strachu. Karetka przyjechała po pięciu minutach. Zabrali do środka Alexa,który nie oddychał. 
-Niech się pani uspokoi.- lekarz z karetki był bardzo miły. Sprawdził czy Darcy nic nie jest,ale z nią wszystko było okej. 
-Co z nim?! Co z moim dzieckiem?!-krzyczałam. Kierowca z drugiego auta podszedł do mnie i próbował zagadać. 
-Widzi pan do czego doszło?! Nie wiem co się dzieje z moim synem!-krzyczałam poprzez płacz.  Z karetki wyszedł lekarz niosąc małego na rękach. 
-Wszystko z pani synkiem jest wporządku. Musimy zabrać go na obserwację,więc musi pani z nami jechać do szpitala. Proszę wziąc najważniejsze dokumenty i córeczkę i wsiąść do karetki. -powiedział spokojnie obejmując moje ramię. Alex patrzył na mnie,ale widziałam,że coś jest nie tak. Kierowca ponownie do mnie podszedł. Był to chłopak na oko 24 lata,wysoki brunet z kręconymi włosami. 
-Na prawdę panią przepraszam...-powiedział cicho. -Nie zauważyłem,że Pani się zatrzymuje. Czy z Alex'em wszystko okej?- skąd znał imię mojego dziecka?! 
-Nie przypominam sobie,żeby pan znał imię mojego syna. -przymróżyłam oczy. 
-Nie.. No tak... Tylko raz słyszałem.-kręcił. 
Albo był jakiś podstawiony,albo nie wiem co! 
-Mów skąd znasz imię mojego syna! 
-Harry... Tzn.kazał mi pani pilnować podczas jego nieobecności no i... -myślałam,że go zabije! Jednego i drugiego !
-Zejdź mi lepiej z oczu!!-wrzasnęłam i wsiadłam do karetki. Jeszcze tego brakowało żeby jakiś pajac mnie śledził! 

W szpitalu dostaliśmy własny pokój bo p taki poprosiłam. Napisałam Harry'emu sms'a co się stało. Oczywiście od razu był telefon od niego,krzyczał,że nie umiem jeździć i pytał co z Alex'em. Lekarze non stop przychodzili ,wychodzili nie mówiąc nic konkretnego. 
Po godzinie przyszedł lekarz prowadzący z papierami. 
-Pani synek ma się dobrze. Oddycha prawidłowo, wszystkie badania wszyły dobrze. Jutro już panią wypuścimy do domu. Potrzebuje pani czegoś?- jak na lekarza był bardzo miły. 
-Dziękuję panie doktorze na razie nic nie potrzebuję. - uśmiechnęłam się do niego. 
-W razie gdyby pani jednak coś potrzebowała może pani zadzwonić.-powiedział wskazując na telefon. Obok leżała kartka z numerami do wszystkich osób. 
- Dziękuję. -powiedziałam szczerząc się. 
-Mam pytanie... 
- Tak? -pewnie chodziło o autograf lub zdjęcie. 
-Czy mógłbym przyprowadzić do pani moją córkę? -spytał niepewnie. - Ma 13 lat i szaleje na punkcie pani i pani męża.Poznać was to jej największe marzenie. -dodał pospiesznie . 
-Oczywiście!-lubiłam takie spotkania. Fajnie jest spełniać czyjeś marzenia. Doktor klasnął w dłonie i wyszedł z uśmiechem na twarzy. Zaśmiałam się sama do siebie,a moje głodomory obudziły się w tym samym czasie. 
-Pora na jedzonko co?-uśmiechnęłam się stojąc nad łóżeczkiem. Darcy była o wiele spokojniejsza niż Alex . Harry stwierdził,że Darcy jest taka jak on,a Alex jak ja. W końcu coś trzeba odziedziczyć po rodzicach! 

O 7 rano obudziła mnie pielęgniarka. Przyniosła mi wypis ze szpitala więc mogłam już iść do domu. Ubrałam maleństwa i zabrałam swoje rzeczy. Nie wiedziałam co z moim autem więc musiałam wziąc taksówkę. Wychodząc ze szpitala zorientowałam się,że mój przyszły mąż zadbał o ochronę i....auto. Pod szpitalem stało nowe BMW x6! W dodatku białe! Ucieszyłam się bardzo choć moje Q7 było równie piękne co to BMW. Paparazzi oczywiście robili zdjęcia,ale udało mi się szybko ich ominąć i wsiąść do auta. Ochroniarzy już znałam od dawna. Mike i Tomas byli najlepsi i najśmieszniejsi na świecie. Obaj mieli wielkie mięśnie,ale takie same serce. 
-Wszystko wporządku?-spytał Tomas odwracając się do tyłu. 
-Na szczęście tak! Wiecie,że na zlecenie Harry'ego śledził mnie jakiś chłopak?-byłam zdumiona. Czym jeszcze mnie zaskoczy?! 
-Jakbym to ja Panią śledził na pewno by do tego nie doszło.-zaśmiał się. 
Mike i Tomas zawieźli mnie pod sam dom. Pomogli zanieść maleństwa do domu i inne rzeczy z auta po czym chcieli już wychodzić. 
-Może napięcie się czegoś i coś Zjecie hmm?-spytałam życzliwie. 
-Nie będziemy robić Pani kłopotu.- powiedział stanowczo Mike. Tomas wyraźnie chciał zostać,a Mike stukał go w rękę. 
-Po pierwsze nie Pani,a Claudia! A po drugie nie robicie żadnego kłopotu! Siadajcie w salonie. - pogrozilam im palcem. Obaj chętnie usiedli, do picia chcieli jedynie kawę i sok. Zrobiłam szybko jajecznicę na szynce z 20 jajek i razem zjedliśmy śniadanie. 
-Chciałabym żebyście dla mnie pracowali.-uśmiechnęłam się. - Samo wychodzenie na zakupy sprawia wielką trudność.-powiedziałam zjadając kawałek chleba. 
-Ale obaj?-spytał nieśmiało Tomas. 
-A dlaczego nie?-uśmiechnęłam się.-Niedługo wracam do pracy,a ktoś zaufany,z poczuciem humoru,a zarazem "twardy" bardzo mi się przyda !- obaj na ustach mieli wymalowany uśmiech.- Oczywiście będziecie musieli podpisać umowę,w której nie piśniecie ani słówka o tym co się dzieje,co robię,o czym mówię itd. No i oczywiście nie pokażecie nikomu zdjęć dzieci.- to było już postanowione,że dzieci nie zobaczy żadna prasa. 
-Ależ oczywiście!-obaj zgodnie powiedzieli. Cieszyłam się,że znalazłam dwóch ochroniarzy,którzy byli na prawdę świetni. Po zjedzonym śniadaniu chłopcy poszli,a ja zaczęłam sprzątać. Dzieci spały w nosidełkach bo nie chciałam ich budzić i przenosić. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto tak wcześnie tu przyszedł?! 




           *Oczami Alyssy* 

Kiedy Zayn już pojechał, ja zebrałam swoje siły i usiadłam przed laptopem. Chciałam spróbować swoich sił w modelingu! Miałam do tego predyspozycje,musiałam teraz znaleźć agencję,która wzięłaby mnie pod swoje skrzydła. Wysłałam kilka zgłoszeń i miałam nadzieję,że jednak ktoś się odezwie. Miałam ciocię,która stworzyła własną markę,ale mama z nią nie rozmawiała więc były marne szanse na pomoc z jej strony. 
Ubrałam się i poszłam na spacer mając nadzieję,że nikt mnie nie zaczepi,a ja będę mogła rozejrzeć się za czymś fajnym. Dawno nie byłam na zakupach ! Ale szczególnie nie miałam jakiejś ochoty na robienie zakupów tym bardziej w samotności... 

Około 15 wróciłam do domu. Przeszłam taki kawał drogi,że sama nie mogłam w to uwierzyć. Rzuciłam kurtkę na kanapę  w salonie i włączyłam tv. Przeskakując po kanałach nie znalazłam nic co mogło by mnie zaciekawić. Wzięłam kluczyki od auta,spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i stwierdziłam,że odwiedzę rodziców. 




_______
Krótki :/ ale nie mam jak pisac bo uczę sie na egzaminy. Mam nadzieje ze czasu mi nie zabraknie zeby pisac dalej, a następny byc moze pojawi sie jutro ewentualnie w niedziele. Nie gniewajcie sie , buziaki :** 

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 111 cz.I

                  *Oczami Harry'ego *

Nie mogłem nic nie zrobić! Musiałem jej wytłumaczyć jakoś,że się zmienię,że nigdy nie dotknę tego gówna. Ale ona mi już nie ufała więc powstało pytanie czy jest sens dalej walczyć ? Owszem,mamy razem dzieci,ale wiem,że Claudia nie utrudniałaby mi z nimi kontaktu. Przecież ona mnie kocha i ja ją też, a dzieci są owocem naszej miłości! Postąpiłem źle i sam o tym dobrze wiem. Człowiek całe życie uczy się na własnych błędach, zapobiega temu żeby coś nie wydarzyło się po raz drugi , żeby nie zniszczyło jego jako człowieka oraz jego całego życia. Jeśli już nigdy ja i Claudia nie będziemy razem, wiem ,że nikogo innego nie znajdę bo to ją kocham i to za nią poszedłbym w ogień gdyby tylko coś było nie tak. Czułem się teraz jak frajer. Innego określenia na siebie w tej chwili nie mam. Frajer, dupek,idiota,imbecyl... Te słowa idealnie opisują to jak się czuję i jak ona pewnie o mnie sądzi. 
Przytuliła mnie,ale czułem,że płacze. Jej łzy spływały po moim karku. Tłum ludzi stojących za mną bił brawo. Dziewczyny piszczały i robiły zdjęcia,a ja w tej chwili myślałem tylko o tym jak mam ją przekonać co do swoich uczuć i do zmiany samego siebie. Nie wiem co się z nami stało. Oboje się zmieniliśmy , nie jesteśmy tymi osobami,którymi byliśmy na początku. Zresztą teraz są dzieci,nie mamy jak wychodzić na imprezy czy nawet je organizować. Claudia odsunęła się ode mnie. Wytarła policzki i spojrzała na wszystkich stojących wokół nas. 
-Harry chodź do domu.-wyciągnęła rękę w moją stronę. 
-A co z nimi?-wskazałem ręką na wszystkie młode dziewczyny otaczające nas z każdej strony. 
-Przepraszamy was,ale musimy iść.-powiedziała łagodnie malując na swej twarzy uśmiech. -Obiecuję,że będą jeszcze zdjęcia i autografy . -posłała im buziaka i weszła na podwórko. Zrobiłem to samo machając jedynie dziewczynom na pożegnanie. Bałem się,że powie mi coś czego bym nie chciał usłyszeć,a po jej minie wszystko na to wskazywało. 
Usiedliśmy na ławce przed domem,mama poszła z dziećmi do domu,a my siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Claudia złapała mnie za rękę i popatrzyła prosto w oczy. Widziałem,że są zaszklone więc będzie płakała.
-Harry bo ja...-przez jej gardło ledwo co przechodziły jakie kolwiek słowa. 
-Hmm?-spojrzałem na nią ściskając mocniej jej rękę. 
-Ja nie wiem czy mogę Ci ponownie zaufać,czy na prawdę nam się uda , ja..-wzięła głęboki oddech wycierając oczy. - Ja na prawdę chciałabym,ale chyba nie potrafię no.-rozpłakała się. Wiedziałem,że bic dobrego mi nie powie,ale nie chciałem teraz przed nią płakać czy robić scen. 
-Może kiedyś zatęsknisz.-puściłem jej rękę. -Idę się pożegnać z dziećmi.-urwałeś i wstałem z ławki. 
-Jak chcesz wrócić do Londynu?-spytała z niepokojem . 
-Poradzę sobie. Jestem dużym chłopcem. 
-Nie, zostań proszę.-jej głos stawał się coraz cichszy. Widziałem jak patrzy ba mnie załzawionymi oczami.
-Jutro jadziemy do Francji z chłopakami więc nie mogę zostać..-odparłem smutno. Chciałem zostać jak cholera,ale nie mogłem. One Direction  to także czesc mojego życia,a teraz było dość odpoczynku od koncertów. 
-Ale ja mogę zawieźć Cię na lotnisko jutro albo po prostu do Londynu...-powiedziała pospiesznie. No i po co miałem zostać? Nie ufa mi. Zaufanie to podstawa każdego związku! Nie da się być ze sobą bez zaufania... Nawet gdybym chciał nie da się zapomnieć o tym,że ona mi nie ufa. Teraz jedyne co zostało to dzwonić do zaproszonych i powiedzieć im,że ślubu nie ma.. 
-Claudia daj spokój. Nie będziesz rano wstawała tylko po to żeby mnie odwieźć. Poza tym muszę spakować swoje ubrania i w ogóle ...-widziała,że jestem zły. Pewnie mówiła to wszystko po to żebym poczuł się miło. Ale jak mogę tak się czuć wiedząc to wszystko?! 
-Harry na prawdę chcę żebyś został ze mną ! -łzy spływały po jej policzkach . 
-Po co ?-rzuciłem ubierając buty. -Przecież mi nie ufasz.- jej oczy posmutniały. Wiedziałem,że robię jej krzywdę mówiąc jej to z chamskie tonem głosu. 
-Jesteś ojcem moich dzieci. Chcę spędzać z Tobą czas,chcę żeby nigdy nie brakowało Twojej osoby w naszym życiu. Żebyś był zawsze,a nie tylko na weekend czy na wakacje ! - przytuliła się do mnie. 
-To wyjdź za mnie...-powiedziałem cicho.-Wiesz,że to był jedyny moment na jaki czekałem. Chcę żebyś była moją żoną jak żaden inny facet na świecie! Chcę widzieć Cię rano, w południe i wieczorem. Z makijażem czy bez niego, w dresie czy w wieczorowej sukni..-odsunąłem ją od siebie i patrzyłem jej prosto w oczy. - nigdy nie kochałem nikogo bardziej niż Ciebie i nasze dzieci. Jesteś dla mnie ważniejsza niż moja mama czy ktokolwiek inny!- widziałem jak jej oczy łzawią coraz bardziej. 
-Harry...-rzuciła się na mnie przytulając się. Nie bardzo wiedziałem jak to odbierać czy jednak będziemy razem czy nie... Jeśli nawet nie dojdzie do ślubu będę w ich życiu tak jak tego chciała. Nie ma innej możliwości. No chyba,że ona ... Znalazłaby kogoś innego... 
Zdecydowałem się zostać na tę jedną noc ze względu na to jak płakała i w jakim była stanie. Leżeliśmy w jej pokoju. Nadal były tu zdjęcia z naszego pierwszego spotkania, nasze podpisy na ścianie... Nie żałuję,że mamy dzieci,ale też wróciłbym do tych czasów. 
Dzieci spały pomiędzy mną,a Claudią. Ten widok był najlepszy na świecie! 
-Harry?-spytała.
-No co jest?
-Wiesz... Dużo już razem przeszliśmy. Mamy dwójkę dzieci i postanowiłam,że jednak weźmiemy ten ślub i spróbujemy od nowa ułożyć to wszystko. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie! 
-Moja mała...-szepnąłem. Chciałem coś powiedzieć,ale nasza kruszynka Darcy najwyraźniej zgłodniała i zaczęła płakać. Claudia wyjęła ze stanika swoją wieeeeelką pierś,a ja automatycznie nabrałem ochoty na coś więcej. Wiedziałem,że akurat dzisiaj jest to nie  możliwe,ale kto wie co będzie rano jak mama zabierze dzieci. Zaśmiałem się cicho i ułożyliśmy obok Alexa. Nim zdążyłem się poprawić już zasnąłem. 

Nazajutrz obudził mnie płacz Alexa. Da się odróżnić płacze naszych maleństw. 
-Która godzina?-spytałem przecierając oczy. 
-Szósta.-jej głos był zachrypnięty. Wyglądała słodko! Włosy miała potargane w każdą stronę, oczy małe , zaspane. Trzymała Alexa na rękach podtrzymując swoją pierś by wygodnie mógł ją ssać. Darcy chyba po mnie miała dar do spania bo w nocy w ogóle się nie budziła. Po chwili mały był już najedzony i zasnął,a Claudia dalej siedziała na łóżku. 
-Coś Cię chyba trapi.-powiedziałem kładąc się na prawym boku podpierając głowę na ręce. 
-Nie skąd.-uśmiechnęła się.-Po prostu jak już się obudziłam to tak łatwo nie zasnę.-mówiła szeptem. 
-To Ty śpij,a ja zajmę się dziećmi gdy się obudzą. Jakoś zaśniesz.-posłałem jej ciepły uśmiech. 
-Jesteś bardzo miły,ale Ty jedziesz do Francji i musisz być wyspany! Ja mam wolne cały czas.-śmiała się. Ale ja na prawdę chciałem ich popilnować! I tak na razie spały,a mleko zawsze można dać zastępcze. Co prawda nie byłem zwolennikiem takiego mleka,ale wyjątki można zrobić. 
-Chodź się przytul.-wyciągnęła ręce w moją stronę. Wstałem z łóżka i podszedłem do niej mocno ją przytulając. 
-Nie aż tak mocno bo mi cycki zgnieciesz -zaśmiała się. 
- Ładnie pachniesz.-uśmiechnąłem się. 
-To Twoje dzieci tak pachną.-puściła mi oczko. Siedzieliśmy tak chwilę, Claudia sie położyła,a ja bawiłem się jej włosami. Za chwilę moja piękna już spała,a ja zszedłem na dół napić się herbaty. Czekałem aż zagotuje się woda i nagle w kuchni pojawiła się mama Claudii. 
-Wszystko wporządku?-spytała zaciskając sznurek od szlafroku. 
-Jak najbardziej. Claudia i maluchy śpią więc zszedłem na dół bo i tak już nie zasnę .-odgarnąłem niesforne loki z czoła. 
-Idź spać,ja się nimi zajmę. Jedziesz w trasę więc musisz być wyspany.-potarła swoją rękę moją. 
-I tak już nie zasnę. A w trasie dam sobie radę. 
-Ślub jednak będzie?-spytała z nadzieją w swoich niebieskich oczach. 
-No...raczej tak.-zrobiło mi się cieplej na sercu jak zobaczyłem jej szeroki uśmiech. Przytulila mnie i kazała iść spać. Posłuchaliśmy przyszłej teściowej,ale wcale nie chciałem iść spać. Stwierdziłem,że zobaczę co Claudia ukrywa w swoim pokoju.
Oprócz zdjeć z tatą znalazłem też zdjęcie z jakimś chłopakiem. Poczułem się zazdrosny,ale oni wyglądali na szczęśliwych! Czy na zdjęciach ze mną wygląda tak samo?! 
Wkładając zdjęcia znalazłem różowy notes. Wyciągnąłem go cicho z szuflady i położyłam na biurku. 
-Co robisz?-zachrypnięty głos zabrzmiał w moich uszach. 
-Soczewka mi wypadła,śpij dopiero siódma.-powiedziałem cicho odwracając się do niej tak aby nie zauważyła notesu. Chyba jednak tak po prostu się przebudziła bo zasnęła od razu po moich słowach. Stwierdziłem,że muszę zobaczyć co jest w notesie więc położyłem się na podłodze z drugiej strony łóżka. 
"Drogi pamiętniku... 
Dziś będzie najlepszy dzień pod słońcem! Poznam one direction i spełni się moje największe marzenie!-zobaczę Harry'ego! On jest taki słodki (...)" nie wierzyłem w to co ona pisała. Spełniłem jej największe marzenie,ale chyba nie tego ode mnie oczekiwała? Jak mogę być z fanką? Przeraziło mnie to trochę. Nigdy nie spotykałem się z żadnymi fankami tym bardziej nie miałem z nimi dzieci. Poczułem się bardzo dziwnie,poczułem się tak jakbym ją skrzywdził tym wszystkim. Ona widziała mnie innego niż jestem,a teraz po prostu może się boi,albo po prostu nie jestem taki na jakiego mnie kreują... 



               *Oczami Alyssy* 

Tak,jestem dziwką. Puściłam się z Douglasem,a Zayn o tym nie wie bo mu nie powiedziałam. I co ja mam teraz zrobić?! Wiem,że jeśli mu powiem zostawi mnie. A jeśli się dowie? Co jeśli zostawi mnie bo ja mu tego nie powiedziałam ? Nie chcę żyć w kłamstwie,ale nie chcę też mu o tym powiedzieć... Siedziałam zamknięta w łazience i płakałam. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić,jak mu to powiedzieć. Co ja do cholery sobie myślałam?! 
-Aly ja wiem co się stało między Tobą,a Douglasem.-zamarłam. Powiedział to ze spokojem w głosie,a tak na prawdę może mnie podpuszczać! I wtedy wyjdzie wszystko na jaw. 
-Wiem,że doszło do czegoś między wami,ale skarbie nie byliśmy wtedy razem i ...Ty miałaś do tego pełne prawo...-jego głos był coraz cichszy. 
Otworzyłam drzwi od łazienki cała zapłakana. On siedział na podłodze skulony. 
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?-spytałam siadając naprzeciw niego. Złapałam go za ręce,a on podniósł głowę. 
-Ally ja...spałem z Perrie.-powiedział to tak szybko,że nie wiedziałam czy dobrze usłyszałam. 
-Co?-spytałam niedowierzając. 
-Spałem z Perrie!-krzyknął. W jego i moich oczach stanęły łzy. 
-A więc jednak...-wstałam i poszłam wytrzeć oczy. Nie chciałam z nim teraz być, wolałam spędzić czas sama. 
-Proszę nie dzwoń przez kilka dni. -rzuciłam schodząc na dół.  Pobiegł za mną i złapał mnie za rękę. 
-Nie odchodź tak,proszę powiedz coś.-płakał. Widziałam jak mnie kocha,jak ciężko mu patrzeć jak odchodzę.Ale ja wcalę nie odchodzę! Chcę pobyć sama, kocham go. Oboje źle postąpiliśmy i nie da się tego już odwrócić. 
-Zayn. Ja chcę pobyć chwilę sama,po prostu chcę się oswoić z myślą,że zdradziłeś mnie z tą suką!!-krzyknęłam na koniec. Wyrwałam rękę z jego uścisku i wyszłam. Usiadłam na schodach i po prostu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Było juz ciemno i zimno jak na tę porę roku. Co mogłam zrobic innego? Wróciłam po pięciu minutach. Zayn siedział w kuchni i płakał. Przed nim stał drink. No nie ! Tak nie będzie. 
-Zayn oszalałeś?!-wrzasnęłam zabierając mu tego drinka. -Nie możesz za każdym razem się upijać to nic nie da...-szepnęłam. 
-Cholernie się boję,że znowu odejdziesz,że zostanę sam bez Ciebie,że znowu będę przeżywał to co wcześniej... Jesteś dla mnie najważniejsza i to się nie zmieni. 
-Zayn, ale ja nie odchodzę. Po prostu chce pobyć sama.-włożyłam szklankę do zlewu. 
-Też mam się zachowywać tak jak Ty?! Też mam "pobyć sam " bo puściłaś się z Douglasem?! - spojrzałam na niego ze złością. On się zmienił,nigdy w życiu mój Zayn nie powiedziałby nic takiego.Nigdy. 
-Wyjdź.-z moich oczu dosłownie brakowało chwili żeby wylały się łzy. 
-Ally daj spokój. Wiesz,że jestem zły...-powiedział zmieniając ton na spokojny. 
-Wyjdź,ale już!!-krzyknęłam tyle na ile miałam siły. Oczywiście łzy spływały po policzkach jak strumień wody. 
-Mój Zayn nie powiedziałby mi takich rzeczy. Zmieniłeś się. Cholernie się zmieniłeś.-mówiłam patrząc mu prosto w oczy. Co chwile ciągałam nosem,a on po prostu stał jak wryty. 
-Nie zmieniłem się. Gdybyś..-przerwała mu.
-Mnie kochała byś tego nie zrobiła. Tak,Zayn,tak. A Ty co zrobiłeś? Pierwszy zdradziłeś mnie z Perrie naiwnie kłamiąc,że do niczego nie doszło. Wyjdź proszę i daj mi już spokój. Tak będzie najlepiej bo widzę,że my już nigdy się nie dogadamy.- otworzyłam drzwi. Zayn zabrał kurtkę. Stanął w drzwiach i rzucił mi ostatnie spojrzenie dzisiejszego wieczoru. Dostrzegłam w jego oczach smutek,ale sam tego chciał. Nie wiem co się z nim stało i dlaczego tak bardzo stał się nerwowy i chamski.. 
Poszłam do łóżka. Standardowo pudełko chusteczek musiało stać obok mnie,a zużyte chusteczki leżały rozrzucone po całym łóżku. Kocham go,ale nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy. Zwinęłam kołdrę odsłaniając jedną nogę. Pod nosem czułam jego zapach na pościeli,było mi tak przykro... 


                 *Oczami Claudii*

Harry był kochany. Wiadomo,że jak raz wstał o szóstej nic mu się nie stało,ale widać,że bardzo się stara. Obudziłam się około 8:30 i rozjerzałam się po pokoju,ale nigdzie go nie było. Wstałam cicho z łóżka,podeszłam do drzwi i zobaczyłam,że leży z drugiej strony na podłodze ! 
-Co Ty robisz?-spytałam patrząc na niego. Szybkim ruchem wstał z podłogi i zaczął coś kręcić. 
-Soczewka mi spadła.-mówiąc to patrzył po całym pokoju tylko nie na mnie. 
-Od kiedy Ty nosisz soczewki co?-ręce oparłam na biodrach. Wiedziałam,że coś kręci! 
-No właśnie od tygodnia jakoś,wiesz lekarz mi powiedział,że no po prostu muszę je nosić bo...
-Bo czytałeś mój pamiętnik i pewnie bez tych Twoich soczewek byś nie zobaczył nawet co tam pisze.-wygrałam z nim! Kawałek notesu wystawał spod łóżka. Zrobiło mu się bardzo głupio,ale mnie to rozbawiło bo minę miał grobową.
-Harry wystarczyło spytać!-zaśmiałam się. Jakim on jest gluptasem... Z okazji,że dzieci jeszcze spały poszliśmy na dół zjeść w spokoju śniadanie. 
-O której mam Cię zawieźć?-spytałam lejąc mleko do miseczki. 
-Hmm...O 15 mam być na lotnisku,ale jeszcze muszę spakować swoje rzeczy,a wszystkie są u chłopaków,a raczej ich większość. 
-Co one tam robią?-nie ukrywam,że się zdziwiłam skoro oboje mieliśmy swój dom. 
-Wiesz...Jak mnie zostawiłaś nie mogłem siedzieć sam w domu.-powiedział zjadając kolejny kawałek omletu. 
Po śniadaniu poszłam nakarmić Darcy,a mama przebierała Alexa. Dzisiaj po raz pierwszy ich tatuś zostawia je na kilka dni! W końcu trochę odpoczniemy,a ja będę mogła zamówić sobie piękną suknię ślubną. Cieszyłam się jak dziecko,że mimo wszystko jednak do ślubu dojdzie,a ja i mój kochany przyszły mąż będziemy już razem. 
-o 12 wyjeżdżamy,albo nawet troszkę wcześniej.-powiedziałam do Harry'ego podnosząc Darcy do góry,żeby jej się odbiło. Harry skinął głową i wziął na ręce Alexa. Siedzieliśmy w pokoju rozmawiając chwilę o samych głupotach aż w końcu przyszła mama. 
-Wyjeżdżam dziś do Los Angeles. Dasz sobie radę sama?-spytała w nutą smutku w głosie. 
-Ależ oczywiście! Jestem już dużą dziewczynką!-powiedziałam jej ze śmiechem. Mama podeszła,przytuliła mnie do siebie i pocałowała w czoło. 
-Kocham was wszystkich bardzo!-krzyknęła ochoczo i wyszła z pokoju jak mniemam pakować walizki. 

Darcy i Alex byli już gotowi do drogi. Ja szybko pomalowałam oczy tuszem,naciągnęłam na siebie dżinsy i biały top oraz conversy. Harry przypinał nosidełka,a ja pożegnałam się z mamą zabierając dzieci do auta. 

Droga do Londynu zajęła nam ponad godzinę. Spojrzałam na zegarek i była już 13. Zostało nam niewiele czasu by się pożegnać ze wszystkimi. 
Podjechaliśmy pod willę chłopców. Drzwi jak zwykle były otwarte, a przed domem stały trzy auta. Wyjęłam Darcy,a Harry Alexa i weszliśmy do środka. Śmiechy słychać było już od drzwi wejściowych więc musiało być tam więcej osób niż tylko Niall i Lou. 
Zdziwiłam się widząc ich wszystkich! Był także Liam,którego nie widziałam tyle czasu,że do moich oczu wezbrały łzy. 
-Państwo młodzi!!-krzyknął Niall i rzucił się w naszą stronę. Przytulil mnie uważając na Darcy po czym pogładziłem ją ręką po brzuszku. Przywitaliśmy się ze wszystkimi,a Li opowiadał o swojej nowej rodzinie. Mówił to z taką radością w głosie! 
-A co u Danielle?-spytałam poprawiając Darcy. Jego mina zbledła,ale chyba nie bardzo chciał o tym rozmawiać.
-U niej wszystko jest okej! Jak zawsze.-zaśmiała się. Widziałam jaki jest zmieszany więc nie mogło być okej..
Harry spakował swoje rzeczy ,a przed 15 pożegnaliśmy  się . 
-Będę tęsknił moje Kruszynki!-powiedział smutno Hazza. Pocałowałam go na dowidzenia i włożyłam dzieci do sutasz 
-Będę dzwonił!-krzykną wsiadając do auta Lou. Znowu będę widywała go tylko czasami... 







___________
Przepraszam za opóźnienie. Niestety weekend majowy i jego skutki odczuwam dalej :( 
Jest krótki bo nie bardzo mam jak to wszystko pisac,ale dzis ewentualnie jutro pojawi sie następny rozdział juz dłuższy :) dziekuje wam ze mimo wszystk odowidacie bloga i nadal go czytacie i piszecie komentarze ! :** wielkie buzi i pozdrowienia dla was ode mnie! :)